lAbiRynT 2018

Idee

Archiv

Ausstellungen

Programm

Organisatoren

Akademie

Bildbericht

Karte

19-21 Października Oktober

katalog

Katalog

Tabula rasa

 

Biała karta bez zapisów, obciążeń, według Johna Locke'a – pierwotny stan umysłu człowieka pozbawionego jakiejkolwiek wiedzy. Stan trudny do wyobrażenia w dobie nadmiernej napastliwości informacji i bodźców, oczekiwań i zobowiązań. Stan przez niektórych wręcz pożądany, przywoływany podczas medytacji i seansów wprowadzających w trans i pozorne odrętwienie. Coraz popularniejsze stają się pobyty w klasztorach czy pustelniach dla wyciszenia i uspokojenia umysłu nadwyrężonego nadmiernym stresem wynikającym z intensywności życia. Także rytmiczne, mechanicznie powielane czynności wprowadzają w stan psychicznej hipnozy, podczas której zmęczony umysł wycisza się, pozwalając zapomnieć, uporządkować skłębione myśli. Podobne stany alienacji może wywoływać u artystów proces twórczy, pochłaniający umysł i zmysły w zmaganiach nad formą i treścią. Niekiedy artyści zatracają się, zapominając nawet o podstawowych czynnościach. Kazimierz Malewicz, po tym jak w roku 1915 opublikował i zilustrował swoją teorię obrazowania pozbawionego narracji oraz związku z widzialną rzeczywistością i przedmiotowością,

rzekł: „Nie mogłem jeść ani spać próbowałem zrozumieć, co zrobiłem, ale nie mogłem”.

 

Biały kwadrat na białym tle. Biały na białym, czyżby nadmiar zredukowany do minimum? A może to jest prawdziwy obraz tabula rasa, który jednak zostawia ślad w umyśle widocznymi pociągnięciami pędzla, fakturą i oddziaływaniem subtelnych odcieni bieli? Wśród wielu artystów zafascynowanych bielą jest również Robert Ryman. Zaufał jej sprowadzając swoją twórczość malarską do pozornego minimum:

kwadratowego formatu i białego koloru, grając jedynie skalą i fakturą. Dowodzi to, że złożoność obrazów można osiągnąć przy użyciu bardzo ograniczonych środków.

 

Czy zatem w poszukiwaniu dystansu od nadmiaru, biel da nam ukojenie? W tradycji europejskiej ma niewiele negatywnych odniesień. Kojarzona jest zazwyczaj z dobrem,

zastępami aniołów, czystością i nieskazitelnością, ale w innej kulturze, np. w Chinach uchodzi za kolor nieszczęścia i żałoby.

Nadmiar zawsze okazuje się pułapką. Nawet biel w nadmiarze wywołuje uczucie pustki, bezosobowości, marazmu i frustracji. Choć przecież pusta nie jest. Ujawni to

rozszczepienie białego światła, które po przejściu przez pryzmat daje kolorową paletę barw. Proponując „Syndrom nadmiaru” jako tegoroczne hasło Festiwalu Nowej Sztuki „lAbiRynT”, odnieśliśmy się do aktualnych tendencji i przepełnienia świata w niemal każdej dziedzinie życia, które nie daje spełnienia, lecz niesie ze sobą wiele niebezpiecznych zjawisk. Artystyczny dyskurs podczas 19. „lAbiRynTu” ukazuje niezliczone konteksty i odniesienia zinterpretowane przez artystów z wielu krajów, a syndrom nadmiaru zostaje osaczony i zweryfi kowany, poddany wnikliwej analizie formalno-wizualnej. Również zaprzeczeniu i niedopowiedzeniu.

 

Anna Panek-Kusz

 

Tabula rasa

 

Ein weißes Blatt Papier, unbeschrift et und unbelastet – nach John Locke der Urzustand des Verstandes eines von jeglichem Wissen unbelasteten Menschen. Ein schwer vorstellbarer Zustand in einer Ära übermäßiger Angriff slust von Informationen und Reizen, Erwartungen und Verpfl ichtungen. Ein Zustand, nach dem einige sogar streben, hervorgerufen durch Meditation und Sitzungen, die zu Trancezuständen und scheinbarer Erstarrung führen. Aufenthalte in Klöstern und Einsiedeleien werden immer beliebter, um den von übermäßigem Stress und intensiven Lebensstil überbeanspruchten Geist zur Ruhe kommen zu lassen. Auch rhythmisch-mechanische, sich wiederholende Tätigkeiten führen zu hypnotischen Zuständen, bei denen der müde Geist sich beruhigt, vergisst und die aufgewühlten Gedanken ordnen kann. Ähnliche Zustände der Selbstvergessenheit kann bei Künstlern der Schaff ensprozess hervorrufen, der den Geist und die Sinne vereinnahmt in ihrem Ringen um Form und Inhalt. Es kommt vor, dass Künstler sich völlig verlieren und grundlegendste

Tätigkeiten vergessen. Kasimir Malewitsch sagte, nachdem er 1915 seine Th eorie der Schilderung ohne Narrativ und ohne Verbindung zu sichtbarer Realität und Objektivität publiziert und illustriert hatte: "Ich konnte weder essen noch schlafen und versuchte zu verstehen, was ich gemacht hatte, aber ich konnte es nicht."

 

Weißes Quadrat auf weißem Grund. Weiß auf weiß, ergo Übermaß reduziert auf ein Minimum? Oder ist das vielleicht ein echtes Tabula rasa Bild, das dennoch eine Spur

im Verstand hinterlässt mit seinen sichtbaren Pinselstrichten, seiner Faktur und der Wirkung subtiler weißer Schattierungen. Zu den zahlreichen Künstlern, die von der Farbe Weiß fasziniert sind, gehört ebenfalls Robert Ryman. Er vertraute der Farbe Weiß, indem er sein malerisches Schaff en auf ein scheinbares Minimum reduzierte: quadratisches Format und weiße Farbe, einzig mit Maßstab und Faktur spielend. Das beweist, dass unter Verwendung sehr eingeschränkter Mittel ein Bildzusammenhang erzielt werden kann.

 

Kann uns also die Farbe Weiß auf unserer Suche nach Distanz zum Übermaß Linderung verschaff en? In der europäischen Tradition hat sie kaum negative Bezüge, sondern wird in der Regel positiv mit Engelsscharen assoziiert, mit Reinheit und Unbescholtenheit; aber in der chinesischen Kultur gilt sie z.B. als Unglücks- und Trauerfarbe. Übermaß erweist sich stets als Falle. Selbst Weiß im Übermaß ruft ein Gefühl von Leere hervor, von Unpersönlichkeit, Stagnation und Frustration, obwohl sie ja nicht leer ist. Dies zeigt sich, wenn man weißes Licht durch ein Prismenglas fallen lässt und sich daraus das gesamte sichtbare Farbspektrum ergibt. Mit dem diesjährigen Motto "Syndrom des Übermaßes" des Festivals für moderne Kunst "lAbiRynT" beziehen wir uns auf gegenwärtige Tendenzen, den Überfl uss der Welt in fast jedem Lebensbereich, der uns nicht erfüllt, dafür aber viele gefährliche Phänomene mit sich bringt. Im künstlerischen Diskurs des 19. Festivals "lAbiRynt" befi nden sich zahlreiche Zusammenhänge und Bezüge, die durch Künstler aus vielen Ländern interpretiert wurden. Das Syndrom des Übermaßes wurde quasi umringt, verifi ziert und einer eindringlichen formal-visuellen Analyse unterzogen, auch durch das Aufstellen von Gegenthesen oder bewusst gesetzten Unklarheiten.

 

 

Anna Panek-Kusz

 

Mnogostan

 

Sztuka mediów, generując jawną fałszywość, coraz mniej odnosi się do realnej rzeczywistości. Nie niosąc ekscytujących niewiadomych, stała się narkotyzującą grą atrakcyjną dla niej samej. Tajemnicę istoty zastąpiła ciekawość sposobu  wykonania. W jej odbiorze nie ma na ogół wątpliwości, że prezentowana sytuacja jest sztuczna. Zagadkę stanowi jedynie to, jak owa sztuczność została wypreparowana.

 

Sądząc z tego, co pojawia się w necie, wielu użytkowników nowych mediów stara się raczej coś ukryć, niż otwarcie ujawnić. Stosowana przez nadawców technika stanowi

często zasłonę dymną dla kryjącej się pod nią nijakości. W końcu głównie chodzi o sprawne spreparowanie i szybkie wysłanie komunikatu, bez troszczenia się o to, gdzie dotrze i jaki wywoła oddźwięk, choć nieraz z ukrytą nadzieją, że jednak coś spowoduje.

 

Jako istotna pojawia się kwestia ograniczenia. Trzeba bowiem podjąć decyzję, jak ją rozumieć. Czy chodzi o własną ograniczoność, ograniczanie mnie jako podmiotu, świadome ograniczenie swojego „ja”, czy o ograniczony dostęp do niektórych stref zakodowanego zewnętrza? Czy świadomość ograniczenia wynika z potrzeby ekspansji skierowanej w stronę świata, czy jest rezultatem postawy odwrotnej: dążenia do możliwie pełnej od niego niezależności?

Trywializując, którą wersję wybrać: być czy nie być w sieci? O ile jest jeszcze możliwość wyboru.

 

Naznaczony stałą zmienną globalny pejzaż audiowizualny wytwarza wciąż nowe paradygmaty kultury. Eskalacja głodu nowości systematycznie przybiera na sile. Nie daje się już go zaspokoić, gdyż apetyt stale rośnie. Społeczne nienasycenie okazało się chroniczne. Komunikacja w relacji jeden do jednego przestała wystarczać. Zapośredniczone mediami kontakty dają satysfakcję dopiero wtedy, kiedy zaczynają iść w tysiące. Jedna funkcja w urządzeniu to o wiele za mało. Fani elektronicznych gadżetów chcą w nim mieć wiele różnych mediów, co doskonale ilustruje pojemność funkcjonalna współczesnych komórek. Aż dziw, że wylewający się z nich medialny strumień ciągle jest segmentowany i porcjowany. Byłoby jeszcze intensywniej gdyby rozmawiać, słać i otrzymywać SMS-y, fotografować, filmować, przeszukiwać Internet i słuchać muzyki, a wszystko w tym samym czasie.

 

W cenie jest gęsto nafaszerowana informacją detaliczna wiedza, a nie mądrość wynikająca z pojmowania, na czym zasadza się istota całości. Mnożenie faktów niekoniecznie prowadzi do sumy. Konstrukcyjnie uśrednione opowieści transmedialne nie przekładają się na pogłębioną refleksję. One jedynie wzajemnie się z ludzkiej pamięci rugują. Zastępowana substytutami realność świata skanalizowana

została w Internecie.

 

Sztuce potrzebny jest człowiek z jego rozterkami, iluzjami i niezbywalną niedoskonałością. Ułomny w stawaniu się i tworzeniu, wytrwały w zmaganiach ze światem, potrafiący przegrywać z podniesionym czołem. Uparcie budujący swój obraz mimo zniewolenia syndromem nieosiągalnego ideału jawiącego się w nie do końca sprecyzowanej postaci. Człowiek rozdarty przez wątpliwości, zastanawiający się nad prawdą immaterialności i nieprawdą zastępujących go komputerowych protez.

 

Ale są i atuty stworzonej ludziom przez infoludzi sytuacji. Coraz łatwiej bowiem sprzątać po sobie. Wystarczy ze stołu zrzucić wymienny dysk. Jeżeli okaże się to nieskuteczne, można jeszcze zwrócić się do alternatywnych fachowców, którzy zamiast odzyskiwać, całą zawartość sztucznej pamięci defi nitywnie unicestwiają. Znowu więc jest w stanie zafascynować swoją nieskazitelnością carte blanche. Znów wszystko wydaje się możliwe, mimo realnych ograniczeń. Pojawia się też nadzieja, że nic się nie pojawi. Wręcz radość podobna do tej, jaką się odnosi mijając na ulicy wielki ekran gotowy na przyjęcie reklamy, której ciągle nie ma. Prawdziwa ulga dla oczu i wytchnienie dla umysłu nastawionego na blokowanie jej treści.

 

Unicestwić, wymazać, usunąć, wysypać, ostatecznie – zakopać. Oto pragnienia, które otwierają horyzont.

 

Powyżej fragmenty obszernego tekstu, który opublikowałem sześć lat temu pt. Przesyt generujący pustkę. Czy coś się od tamtego czasu zmieniło? Nic. Nadal powiększamy nadmiar, po omacku brniemy w mnogościach, czując się coraz mniej zorientowani i kompetentni.

 

Roland Barthes miał rację, pisząc: „Widmowość sztuki i nieuchwytny charakter obrazu zakłada udział intelektu, wzbogacenie o inne wrażenia – wymaga rozszerzenia pojęcia obrazu”. Problem tylko w tym, że całościowy obraz kulturowego oglądu rozdrobnił się od tamtego czasu, spikselizował. Podejmowane próby tworzenia z przypadkowych

drobin, wyrwanych z kontekstu wyimków oraz obrazkowych strzępów spójnej i zrozumiałej sumy kończą się poronieniem bezpostaciowego bezkształtu.

 

 

Jerzy Olek

 

Vielzahlszustand

 

Die Kunst des Medienwesens verliert aufgrund ihrer erzeugten off enen Falschheit immer stärker den Bezug zur Realität. Keine aufregenden Unbekannten mehr tragend,

wurde sie zu einem berauschenden Spiel, das für sie selbst attraktiv ist. Das Geheimnis des Wesens ersetzte die Neugierde für die Art der Ausführung. In ihrer Wahrnehmung

gibt es allgemein keine Zweifel, dass die präsentierte Situation künstlich ist. Ein Rätsel stellt lediglich das dar, wie jene Künstlichkeit präpariert wurde.

 

Danach urteilend, was im Internet auft aucht, bemühen sich viele Nutzer neuer Medien eher etwas zu verbergen als es mit Off enheit preiszugeben. Die von den Sendern angewandte Technik ist oft eine Nebelwand für die sich dahinter versteckende Ausdruckslosigkeit. Am Ende geht es hauptsächlich darum, geschickt zu präparieren und zügig zu kommunizieren ohne die Sorge darum, wohin es gelangt und welchen Widerhall es auslöst, wobei nicht selten die versteckte Hoff nung beiwohnt, dass doch etwas bewirkt wird.

 

Als relevant erscheint die Frage der Begrenztheit, wobei jedoch eine Entscheidung getroff en werden muss, wie sie zu verstehen sei. Geht es um die eigene Begrenztheit, mich begrenzend als Subjekt, die bewusste Beschränkung meines „Ich“, oder um den begrenzten Zugang zu gewissen Zonen eines kodierten Äußeren?

 

Resultiert das Bewusstsein über Begrenztheit aus dem Bedarf der Expansion in die Welt hinaus, oder ist es das Resultat einer umgekehrten Haltung: dem Streben nach

größtmöglicher Unabhängigkeit von ihr? Darüber trivialisierend, welche Version man auswählen sollte: sein oder nicht sein im Internet? Sofern es überhaupt noch eine Wahlmöglichkeit gibt.

 

Die sich mit konstanter Variabilität kennzeichnende globale Landschaft des Audiovisuellen produziert stets neue Kulturparadigmen. Die Steigerung des Hungers nach Neuem gewinnt systematisch an Kraft . Er lässt sich jedoch nicht befriedigen, da der Appetit stets wächst und die gesellschaft liche Unersättlichkeit sich als chronisch erweist. Kommunikation in Form einer Eins-zu-Eins-Beziehung reicht nicht mehr aus. Via Medien vermittelte Kontakte geben erst dann Zufriedenheit, wenn sie beginnen in die Tausenden zu gehen. Eine Funktion im Gerät ist viel zu wenig. Freunde elektronischer Gimmicks möchten darin viele verschiedene Medien haben, was der funktionale Umfang moderner Smartphones ideal illustriert. Es verwundert regelrecht,

dass der aus ihnen strömende mediale Fluss stets segmentiert und portioniert ist. Noch intensiver wäre es, würde man telefonieren, SMS senden und empfangen, fotografi eren, fi lmen, das Internet durchsuchen und Musik hören, und das alles zur gleichen Zeit.

 

Im Preis enthalten ist ein dicht mit Information gefülltes Detailwissen, jedoch nicht die Klugheit, welche aus dem Verstehen resultiert, die das Wesen der Ganzheit zur Grundlage hat. Das Vervielfältigen von Fakten führt nicht unbedingt zu einer Summe. Konstruktiv gemittelte transmediale Erzählungen übersetzen sich nicht in vertiefte Refl exion. Sie vertreiben sich lediglich gegenseitig aus der menschlichen Erinnerung. Die durch Substitute ersetzte Realität der Welt wurde im Internet kanalisiert.

 

Für die Kunst bedarf es des Menschen mit seinen Zwiespälten, Illusionen und der unveräußerlichen Imperfektion. Unvollkommen im Werden und im Schaff en, in den weltlichen Anstrengungen ausharrend, im Stande, erhobenen Hauptes zu verlieren. Stur sein Bild bauend obwohl im Syndrom eines unerreichbaren Ideals gefangen, das in unvollständig präzisierter Form erscheint. Der Mensch,  zerrissen zwischen Zweifeln, nachdenkend über die Wahrheit des Immateriellen und die Unwahrheit der sie ersetzenden Computerprothesen.

 

Aber es gibt auch Vorzüge in der für Menschen von Infomenschen erzeugten Situation. Es lässt sich immer leichter bereinigen. So reicht es einen Wechseldatenträger vom

Tisch zu stoßen. Wenn sich das nicht als wirkungsvoll erweist, kann man sich an alternative Spezialisten wenden, die anstelle Daten wieder herzustellen den gesamten Inhalt des künstlichen Gedächtnisses endgültig zunichtemachen. Wieder also ist die carte blanche im Stande zu faszinieren mit ihrer Unbescholtenheit. Wieder erscheint alles möglich, trotz der realen Beschränkungen. Auch taucht die Hoff nung auf, dass nichts auft aucht. Regelrechte Freude vergleichbar mit der, die man empfi ndet, wenn man einen riesigen Bildschirm auf der Straße passiert, der bereit ist Werbung anzuzeigen, diese aber längerfristig ausbleibt. Eine echte Erleichterung für die Augen und ein Aufatmen für den Verstand, der darauf ausgerichtet ist, ihre Inhalte zu blockieren.

 

Zunichte machen, ausradieren, entfernen, wegschütten, letztendlich – begraben. Das sind die Sehnsüchte, welche den Horizont öff nen.

 

Obenstehend sind Fragmente eines umfangreichen Textes, den ich vor sechs Jahren unter dem Titel Übersättigung, die Leere erzeugt publiziert habe. Hat sich etwas seit

damals verändert? Nichts. Weiterhin vergrößern wir den Überfl uss, waten vorantastend durch die Mengen, fühlen uns immer orientierungsloser und inkompetenter.

 

Roland Barthes hatte Recht, als er schrieb: „Die Unheimlichkeit der Kunst und der ungreifb are Charakter des Bildes setzt die Anteilnahme des Intellekts voraus, die Bereicherung um andere Eindrücke – und erfordert die Erweiterung des Bildbegriffs“.

 

Problematisch dabei ist nur, dass das ganzheitliche Bild der kulturellen Betrachtung sich zerkleinert, ja regelrecht zerpixelt hat.

 

Die unternommenen Versuche mittels zufälliger, aus dem Kontext gerissener Brocken sowie mittels bildhaft er Fetzen eine vollständige und klare Summe zu schaffen enden

in der Fehlgeburt einer formlosen Gestaltlosigkeit.

 

 

Jerzy Olek

 

 

 

Sztuka jako lekarstwo na choroby?

 

„Syndrom nadmiaru” mówi o symptomach choroby. To sformułowanie szybko przywołuje na myśl aktualne dyskusje polityczne o globalnym konsumpcjonizmie. W mediach społecznościowych krążą zdjęcia plastikowych śmieci w morzach, katastrof klimatycznych, przepełnionych miast, związane z wydobyciem i przetwórstwem ropy

naft owej, wojnami, geopolityką oraz interesami władzy. Zdjęcia te spadają na nas, odpowiedzialność również.

 

Jestem współwinnym tego syndromu, nie potrafię go uniknąć. Na każdym kroku jestem konsumentem, mantrą naszych czasów jest wzrost. Dla zdobycia rzadkich metali do mojego telefonu komórkowego dzieci w Kongo z narażeniem życia czołgają się na czworakach w wąskich sztolniach, moja koszulka została wyprodukowana za głodową pensję przez ludzi w Bangladeszu. Kameruński frank jest drukowany we Francji, a sam kraj kontrolowany jest przez francuskie konsorcja, takie jak Bolloré. Na

tym rośnie bogactwo Europy i tak zwanego zachodniego świata. Wojna na Bliskim Wschodzie kształtowana jest przez interesy geopolityczne. Tych zależności nie można już ukryć. My także nie możemy dłużej odwracać wzroku, bo uchodźcy pukają do naszych drzwi i toną w Morzu Śródziemnym. Wydaje się, że nie ma na to rozwiązania.

 

Po strasznych wojnach XX wieku wydawało się, że w Europie nastał w końcu pokój. Urodziłem się w czasach pokoju, doświadczyłem końcówki zimnej wojny oraz znikania granic wewnątrz Unii Europejskiej. Tam, gdzie dla nas nie ma już granic, dla większości Afrykańczyków są one nie do pokonania. Wierzyłem w humanizm i miłość bliźniego, widzę jednak, że wartości te powoli zamierają.

 

Piszę te zdania w katalogu, ponieważ jako artysta nie mogę unikać odpowiedzialności. W jaki sposób sztuka może w dzisiejszych czasach sprostać tym wyzwaniom? Jeśli

zadaniem sztuki jest stawiać pytania egzystencjalne oraz poruszać emocjonalnie, to należy spytać, jaka forma jest obecnie właściwa na obszarze pomiędzy etyką a estetyką? Czy sztuka może dziś jeszcze wyprzedzać postęp, czy też artyści kuleją, zostając bezradnie z tyłu?

 

Również „lAbiRynT” sztuki ma do czynienia z syndromem nadmiaru. W domu aukcyjnym „Sotheby’s” prace wiodą Sztuka jako lekarstwo na choroby? 13 cych artystów licytowane są za ogromne sumy. Również tu straciliśmy umiar.

 

Być może nasz mały festiwal właśnie dlatego jest czymś wyjątkowym. Przyjeżdżają tu z pracami na własny koszt, bez wynagrodzenia wybitni artyści, by podczas trzydniowej wędrówki z jednej prezentacji na drugą wymienić się poglądami zarówno między sobą, jak i z publicznością oraz wzajemnie się inspirować. Festiwal „lAbiRynT”, w przeciwieństwie do wielkich wydarzeń, takich jak Biennale di Venezia czy Documenta, opiera się na wymianie między ludźmi. Być może to właśnie jest ta jakość, która, odkryta na nowo, jest dla sztuki częścią dyskursu społecznego, intelektualnego

i duchowego?

 

 

Michael Kurzwelly

 

 

Kunst als Medizin gegen Krankheiten?

 

„Syndrom des Übermaßes“ verweist auf ein Krankheitsbild. Schnell führt dieser Titel zu den aktuellen politischen Debatten über den weltumspannenden Kraken des Konsums. In den sozialen Medien kursieren Bilder von Plastikmüll überall im Meer, von Klimakatastrophen, überfüllten Städten, vom Ölgeschäft , von Krieg, Geopolitik

und Machtinteressen. Die Bilder stürzen auf uns ein, die Verantwortung auch.

 

Ich bin Mitverursacher dieses Syndroms, ich kann mich ihm nicht entziehen. Ich bin Konsument auf Schritt und Tritt, das Mantra der Zeit heißt Wachstum. Für die seltenen

Metalle in meinem Handy sind Kinder im Kongo auf allen Vieren unter Einsatz ihres Lebens durch enge Stollen gekrochen, mein T-Shirt wurde von Menschen in Bangladesch für einen Hungerlohn produziert. Der kamerunische Franc wird in Frankreich gedruckt und das Land wird von französischen Konsortien, wie Bolloré kontrolliert. Der Reichtum Europas und der sogenannten westlichen Welt baut darauf auf. Der Krieg im Nahen Osten ist geprägt von geopolitischen Interessen. Diese Zusammenhänge lassen sich nicht mehr verheimlichen. Wir können auch nicht mehr wegschauen, denn Flüchtlinge klopfen an unsere Tür und ertrinken im Mittelmeer. Eine Lösung scheint nicht in Sicht.

 

Nach den schrecklichen Kriegen des 20. Jahrhunderts schien endlich Frieden in Europa eingekehrt zu sein. Ich bin in Friedenszeiten geboren, habe das Ende des Kalten

Krieges erlebt und das Verschwinden der Grenzen in der Europäischen Union. Wo für uns keine Grenzen mehr sind, da sind sie für die meisten Afrikaner schier unüberwindbar. Ich habe an Humanismus und Nächstenliebe geglaubt und ich muss nun feststellen, dass uns diese Werte abhandenkommen.

 

Ich schreibe diese Sätze in einem Kunstkatalog, weil ich mich auch als Künstler der Verantwortung nicht entziehen kann. Wie kann Kunst heute dieser Herausforderung

gerecht werden? Wenn es eine Aufgabe von Kunst ist, existentielle Fragen zu stellen und zu berühren, welche Form ist dann heute angemessen im Spannungsfeld zwischen Ethik und Ästhetik? Kann Kunst heute noch Entwicklungen vorweg nehmen oder hinken wir vielleicht nur hilfl os hinterher?

 

Auch im „lAbiRynT“ der Kunst haben wir es mit dem Syndrom des Übermaßes zu tun. Bei Sotheby’s wird Kunst der „Siegerkünstler“ für ungeheure Summen versteigert. Auch in der Kunst haben wir das Maß verloren.

 

Vielleicht ist unser kleines Festival gerade deshalb etwas Besonderes. Hier reisen hervorragende KünstlerInnen mit ihren Arbeiten im Gepäck auf eigene Kosten und ohne Honorar für ein Wochenende an, um sich auf einer dreitägigen Wanderung von Präsentation zu Präsentation untereinander und mit dem Publikum auszutauschen und gegenseitig zu inspirieren. Das Festival „lAbiRynT“ setzt den großen Events, wie Biennale di Venezia oder Documenta den direkten Austausch von Mensch zu Mensch

entgegen. Vielleicht ist gerade das die Qualität, die es wiederzuentdecken gilt für Kunst als Teil eines gesellschaft lichen, geistigen und spirituellen Diskurses?

 

 

 

Michael Kurzwelly